Nie sądziłam, że kiedykolwiek przyjdzie mi to napisać. Ba, że kiedykolwiek na tym blogu pojawi się nazwisko Tomasz Jacyków. W dodatku w sąsiedztwie Sandry Juto, z którą – jakby to powiedzieć – nazbyt nie koresponduje. I na dokładkę w kategorii „recenzja“. I jeszcze pozytywnie.
Tomasz Jacyków, znany z telewizji stylista, którego własny styl bywa określany mianem kontrowersyjnego i jakoś do mnie nie przemawia, choć rozumiem intencje (zresztą gdzie mi do recenzowania samego stylu, wystarczy ograniczyć się do stwierdzenia, że to postać z zupełnie innej bajki niż te, które lubię) napisał bowiem książkę. „O obciachu i elegancji Polek i Polaków“. Wypełniając przy okazji aż proszącą się o wypełnienie lukę, bo choć książek o stylu francuskim w polskim tłumaczeniu z miesiąca na miesiąc przybywa w księgarniach, to tak zwanych podręczników stylu pisanych przez rodzimych autorów jest wciąż jak na lekarstwo. Z ostatnich pozycji kojarzę tylko książkę „Bądź boska!“ niejakiej Osy Osobistej Stylistki, bynajmniej nie wyczerpującą tematu. Aż dziwne, że jeszcze nie postanowiły się z nim zmierzyć w formie książkowej choćby takie autorytety w tym zakresie, jak Joanna Bojańczyk (czekam). Chyba że jednak coś się pojawiło, ale mi umknęło? Poproszę o podpowiedzi.
Lukę wypełnia więc Jacyków. I o dziwo, robi to w sposób interesujący. Pisze w sposób prosty, potoczny, ale bardzo charakternie, podobnie jak mówi – co nie każdemu przypadnie do gustu, bo momentami, zwłaszcza jeśli chodzi o metafory, zdarza mu się balansować na granicy dobrego smaku. Ważniejsze jednak od stylu i szczegółowych wskazówek, z którymi można zgadzać się w szczegółach lub nie, mając w pamięci wizerunek samego autora, przesłanie. Bo co w ogóle recenzja książki Jacykowa ma wspólnego z dobrym życiem, umiarem, zrównoważonym podejściem do konsumpcji, także modowej? Otóż przez jej blisko trzysta stron przewija się teza, dość zastanawiająca jak na człowieka, który mimo wszystko – a przynajmniej wedle popularnych wyobrażeń o zawodzie stylisty – żyje z namawiania innych ludzi do kupowania. Brzmi ona: jeśli nie czujesz się dobrze we własnej skórze (bien dans sa peau, hm?) i nie rozpoznasz najpierw swoich mocnych i słabych stron, możesz nakupić sobie tony ciuchów, pozawracać głowę dziesięciu stylistom i nic ci to nie pomoże. A jak opanujesz tę podstawową lekcję, będziesz już wiedzieć, jakie rzeczy kupić, żeby wyglądać w nich dobrze, gdzie można zaoszczędzić, a gdzie lepiej nie żałować środków. Bo druga kwestia, którą Jacyków wkłada swoim czytelnikom do głów, brzmi równie znajomo: na sprawdzoną jakość nie szkoda pieniędzy. Choćby na buty, które – jak dowodzi w książce i z czym zgadzam się w stu procentach, bazując na doświadczeniu – potrafią sprawić, że całość człeczego ubioru wygląda porządnie, albo też zmienić najwymyślniejszą stylizację w taniochę. Prócz tego spec od ubioru wykłada w niewybrednych słowach podstawy, których, jak można przekonać się zwłaszcza latem na polskich ulicach, rodakom nigdy dosyć: że znajomość typów sylwetki i palety kolorystycznej idzie dopiero na drugim miejscu, na pierwszym jest higiena osobista, prawidłowa postawa ciała i ogólne ogarnięcie. Oraz, że jeśli już o dobór stroju i dodatków chodzi, zasadniczo mniej znaczy więcej.
No, zaskoczona jestem pozytywnie. I ciągle nie wiem, co o tym myśleć. Albo zasady umiaru z niszowych rozrywek zmieniły się już w mainstreamowy trend, który Tomasz Jacyków wyczuł w Polsce jako pierwszy, albo ten sam Jacyków mimo maski, jaką przybiera na użytek mediów, jest mądrzejszym gościem, niż można byłoby przypuszczać.
Jakkolwiek by się pan Jacyków sam nie ubierał, trzeba przyznać, że ma pojęcie o modzie i o dziwo jest to pojęcie raczej „praktyczne” niż „artystyczne”. Natknęłam się kiedyś na jego modowe felietony w którejś z gazet. Wypowiadał się w nich na temat najnowszych wówczas trendów i wcale nie zachęcał do ich ślepego naśladowania – główną część artykułu stanowiło dopasowanie tych trendów do poszczególnych sylwetek oraz seria konkretnych, bardzo szczerych i bezkompromisowych rad typu: jeśli twoje nogi nie są bardzo szczupłe/jeśli masz poniżej 165cm wzrostu/jeśli masz za chude ramiona ect.. zapomnij o tych spodniach/spódnicy/bluzce. Bardzo bezpośrednio, nawet nieco obcesowo, a jednak lepiej dostać taki „kubeł zimnej wody”, niż żyć w przekonaniu, że we wszystkim co modne jest nam ładnie.
Zgodzę się z Kasią. Ja również natknęłam się na kilka modowych felietonów i wywiadów z Panem Jacykowem i byłam pod wrażeniem jak praktycznie podchodzi do strojów swoich klientów. Tym bardziej, że jego klienci to często ludzie biznesu, prawa, środowiska raczej konserwatywnie podchodzące do mody z właściwym dress code. Widać jest osobą typu „szewc bez butów chodzi” ale w pozytywnym kontekście 😉
Dołączam się do dziewczyn powyżej. Zanim w ogóle dowiedziałam się, kim jest i jak sam prezentuje się pan Jacyków, przeczytałam kilka z jego felietonów, coś na wzór „modowej policji celebrytów” i zaskoczyło mnie, jak trafne są jego uwagi. Nie ukrywam, że kiedy pierwszy raz go zobaczyłam i usłyszałam jego wypowiedzi w innej formie niż pisanej, doznałam szoku i to w złym tego słowa znaczeniu. Mimo wszystko mam w pamięci te jego tekściki i poczułam się w tym momencie bardzo zainteresowana jego książką:)
Zbieram szczękę z podłogi! Postanowiłam na prezent świąteczny zażyczyć sobie jakąś książkę o francuskim stylu, i podczas poszukiwań właściwego egzemplarza (bezowocnego, póki co) wyszukiwarka odesłała mnie do tego postu (za co jestem jej wdzięczna). I nie mogę uwierzyć, że TEN (Pa)Jacyków naprawdę ma pojęcie o modzie! Nie wiem co o tym myśleć, dlaczego człowiek, który wie, jak dobrze wyglądać, wygląda tak bardzo niedobrze? W każdym razie, jestem ciekawa, co ma do powiedzenia w tym temacie i nie omieszkam tego sprawdzić.
Jestem właśnie w połowie lektury i z jednej strony faktycznie wiele uwag uważam za trafne, ma sporo odważnych spostrzeżeń, z drugiej trochę denerwuje mnie ta jarmarczna, efekciarska maniera. Od razu dodam, że kompletnie nie kojarzę Jacykowa jako postaci, poza tym, że wiem że jest i jak wygląda, nigdy nie widziałam efektów jego pracy, nie wiem jak się wypowiada – może to po prostu część jego osobowości. Podoba mi się, że pisze o najróżniejszych typach sylwetki, o ciałach młodych i dojrzałych. Strasznie zirytował mnie za to akapit sugerujący, że opisywana przez autora dziewczyna, która ubrała się na dyskotekę, nieudolnie naśladując strój piosenkarki z jakiegośtam teledysku, właściwie sama jest sobie winna, że padłą ofiarą gwałtu. Właściwie miałam ochotę w tamtym momencie odłożyć książkę i nie czytać dalej, no kurczę, takie rzeczy są naprawdę szkodliwe!
Uuuu, to nieładnie. Aż dziwne, że tego nie zauważyłam, ale pewnie dlatego, że to nie ten typ książki, z której chłonęłabym każde słowo. Jak pisałam, ten poradnik budzi we mnie mieszane uczucia – z jednej strony człek ma nadzwyczaj trafne i trzeźwe osądy, z drugiej – z jego stylu narracji miejscami przebija coś mało eleganckiego, lepkiego, takie koszarowe podśmiechiwajki.